Gdzieś w Afryce pośród drzew,
Tam na samym krańcu lasu,
Skrada się malutki lew,
Który wiecznie nie ma czasu.
Dzień zajęty miał calutki,
Bo od rana zbierał liście,
A wieczorem topił smutki,
W lemoniadzie oczywiście.
Kiedyś w piątek z małpką razem,
Chcieli podkraść dwa banany,
Uciekali potem gazem,
Nie doznając żadnej rany.
Lecz gdy wolno już wracali,
W trawie strasznie coś płakało,
Aż ze śmiechu pospadali,
Gdy ujrzeli żabkę małą.
Weszli nagle w ciemną chmurę,
Pojawiła się tam mara,
Szybko wpadli w dużą dziurę,
I spotkała obu kara.
Kiedy komuś coś się dzieje,
Nie śmiej nigdy się mój bratku,
Nie wiesz gdzie i jak zawieje,
Możesz doznać też upadku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz